
Wiecie, bardzo chciałabym, żeby po pandemii coś się zmieniło. Chciałabym żebyśmy zadbali bardziej o naszą planetę, emitowali mniej zanieczyszczeń. I choć widzę, że mamy coraz większą świadomość, że trzeba zacząć działać, nie stanie się nic, jeśli każdy z nas nie zacznie od siebie. Bo duże zmiany wynikają z maleńkich kroczków. A że zwykle potrzebujemy jakiegoś punktu zero, terminu, w którym zaczniemy zmieniać nasze życie, potraktujmy właśnie czas izolacji jako taki punkt, od którego my sami chcemy w naszym życiu coś zmienić.
Od czego zacząć?
Jako stylistka odpowiem – od swojej szafy.
Nie tylko jej przeglądu, ale ogólnej koncepcji, co chcecie, żeby w tej szafie się znalazło. Bo pomysł na siebie i analiza swojego stylu to podstawa, żebyście nie kupowały rzeczy, których potem nie nosicie. Część z Was pomyśli: „o czym ona gada? Przecież od lat się ubieram i żadna analiza nie jest mi potrzebna”. I pewnie część z Was ma rację, bo są osoby, które podświadomie wiedzą w czym im dobrze. Ale jeśli ubierając się każdego ranka spędzacie kilkanaście – kilkadziesiąt minut przyglądając się szafie i zastanawiacie, co ubrać, po czym i tak nie jesteście zadowolone z efektu, to chyba trzeba coś z tym zrobić. Zwłaszcza jeśli garderoba pęka w szwach.
Zacznę od przykładu niezwiązanego ze stylizacją
Wyobraźcie sobie, że idziecie na zakupy spożywcze, ale nie wiecie, co lubicie ani co chcecie ugotować. Idziecie do sklepu i po prostu bierzecie z półek to co wzięli inni, albo to, co Wam co ma ładne opakowanie czy czego reklamę widziałyście. No i wracacie do domu w koszem pełnym zakupów – ale w porze obiadu okazuje się, że nie macie co zjeść, bo to, co jest w lodówce wcale Wam nie smakuje. W końcu z głodu, jecie co macie, a po kilku dniach wyrzucacie połowę zawartości lodówki, bo coś się przeterminowało albo po prostu nie byłyście w stanie tego skonsumować.
Dokładnie to samo może się dziać w Waszych szafach. Jeśli nie zastanowicie się, w jakim kierunku powinien iść Wasz styl, możecie kupować ubrania, których nie potrzebujecie, nie lubicie i w rezultacie wcale nie nosicie. Ubrania się nie przeterminują, ale po co wydawać pieniądze na coś, co nie służy swojemu przeznaczeniu a potem staje się odpadem? Ile razy kupiłyście coś, bo było tanie, przecenione albo tak fajnie wyglądało na koleżance (ale na was już niekoniecznie). Sama nieraz wpadłam w tą pułapkę. I po podsumowaniu takich nietrafionych wydatków okazuje się, ze zamiast kilkunastu ubrań, mogłyście kupić coś, o czym marzycie, ale zawsze wydawało wam się, że jest za drogie. No i pojawia się kwesta tak zwanej fast fashion, czyli mody, która zaspakaja tylko chwilowe zauroczenie, a w rezultacie powoduje zanieczyszczenie środowiska, tony palonych ubrań i moralnego kaca w momencie jak do nas dotrze, jak te ubrania wyprodukowano.

Kolejna rzecz to szafy kapsułkowe.
Mam dla Was zadanie – policzcie, ile ubrań macie w szafie. A ile z nich naprawdę nosicie, tak na co dzień? Ile Wam wyjdzie – 20%, 30%? I wiecie, że te 30% wystarczy? Nawet jeśli lubicie różnorodność w stylizacjach.
Dlatego kilka tygodni temu pokazałam Wam, jak krok po kroku budowałam swoją szafę kapsułkową na okres kwarantanny. I wiecie, że do dziś, czyli prawie po 2 miesiącach jej używania nadal mi wystarcza? Moja capsule wardrobe liczy obecnie 22 sztuki ubrań (tak, trochę ją modyfikowałam od ostatniego wpisu), a przez te prawie 2 miesiące codziennie miałam na sobie coś innego i stylizacje były bardzo różnorodne – od minimalistycznych do wręcz glamour (jeśli nie wierzycie, zajrzyjcie na mój instagram). Nadal nie wykorzystałam wszystkich możliwości i z całą pewnością do momentu aż nastaną upały, nie będę musiała już nic w niej zmieniać.
Ale czemu wspominam o szafie kapsułkowej?
Bo chcę Wam pokazać, ze nie potrzebujecie posiadać dużo ubrań. A kupując mniej nie nakręcacie maszyny fast fashion. W ten sposób możecie też zaoszczędzić pieniądze, albo pozwolić sobie na ubranie droższe, które zostało wykonane z dbałością o środowisko, z dobrego materiału czy uszyte przez ludzi, którzy dostali za to godziwe wynagrodzenie. I to ubranie zastąpi Wam kilka (a może nawet kilkanaście) innych. Prawdę mówiąc budowanie całej swojej szafy możecie zacząć właśnie od przygotowania bazowego zestawu ubrań, z których utworzycie swoje ulubione stylizacje. Nosząc ten zestaw od razu zauważycie, czego Wam w nim brakuje. I na zakupach (jeśli uznacie je za konieczne) kupicie tylko to, co urozmaici te zestawy i pozwoli jeszcze bardziej je wykorzystać.

Czyli właściwie mogłabym zamknąć się w dwóch słowach – kupujcie mniej.
Może dziwić, że namawiam do tego, żeby graniczyć konsumpcję. Bo przecież żyję z tego, że robię zakupy z innymi. Ale wiem też, że ilość ubrań nie gwarantuje dobrego wyglądu. Dobrze wyglądacie, gdy dobrze czujecie się w swoim ciele. A żeby dobrze się w nim czuć, trzeba je znać. Właśnie dlatego nie prowadzę przeglądów szaf czy nie umawiam się na zakupy bez poznania osoby. I dlatego tak mocno zawsze naciskam, żebyście robiąc zakupy same, na początek zawsze starały się zanalizować swoją fizyczność (typ kolorystyczny czy sylwetkę), ale też swoją osobowość i swój styl. Bez tego nie ma świadomych zakupów, a właśnie na takich najbardziej mi zależy.
Zawsze staram się doradzać ubrania i dodatki, które przetrwają z Wami lata. Każde spotkanie traktuję trochę jak lekcję, na której staram się Wam przekazać jak najwięcej informacji, które pozwolą na samodzielne i w pełni świadome zakupy. Chcę, żebyście poznały siebie, swoje potrzeby i zrozumiały, że nie dysponując wielkimi pieniędzmi również można świetnie wyglądać.